Emocje pod kontrolą
W moim życiu zawsze dużo się działo i wciąż się dzieje. I mogłabym narzekać na wiele rzeczy, ale na pewno nie na to, że jest nudno. Ktoś powiedziałby, że w takim razie wszystko jest cudownie i powinnam cieszyć się intensywnym życiem, bo najgorsze co może człowieka spotkać, to egzystowanie, istnienie bez śladu życia. I podpisuję się pod tym absolutnie wszystkimi kończynami jakie posiadam. Tyle tylko że czasem mojemu introwertycznemu mózgowi jest zwyczajnie ciężko. TRUDNO. Wysokie tempo, dużo ludzi wokół, niewiele spokoju, mało czasu na regenerację. I nie będę nawet próbowała udawać, że jestem nadczłowiekiem, czy też nadintrowertyczką która ze wszystkim zawsze i wszędzie sobie poradzi. Nie, jestem po prostu jednym z wielu intro, którzy w momencie przegrzania systemu zwyczajnie przestają myśleć racjonalnie.
Z jednej więc strony uwielbiam wyzwania i zmaganie się z własnymi ograniczeniami, lękami, wątpliwościami. Z drugiej jednak, często przychodzą momenty, kiedy nie jestem do końca przygotowana na to, co mnie spotyka. Być może źle szacuję swoje możliwości, albo po prostu rzeczywistość przerasta wszelkie wyobrażenia. Wtedy zaczynam kopać dół. Wielki, emocjonalny kanał, w którym wszystko wydaje się być tak złe, że nawet nie dociera już tam żadne światło. Wkrada się lęk, panika. Jedyne o czym myślę, to to, żeby zadbać o moje wrażliwe i introwertyczne ‘ja’, odizolować się od całego świata, a najlepiej od jakichkolwiek bodźców. Ja, łóżko, cisza i ciemność.
Kręta droga w dół
I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że czasem zbyt mocno przywiązuję się do mojego emocjonalnego dołka i zaczynam widzieć świat w kategoriach skrajności. Jedynym ratunkiem wydaje się być ucieczka od wszystkiego, co mnie otacza, mam ochotę odwołać wszystkie plany i zniknąć. Ludzie wokół i wszystko co się rusza staje się w moich oczach emocjonalnym wampirem, największym wrogiem, który tylko czyha na to, żeby zagarnąć moją bezbronną i niczym nie chronioną energię. Bo niby co miałoby ją chronić, kiedy mój mózg nie jest w stanie przyjąć już ani jednego bodźca więcej i generalnie nic w głowie i w całym ciele nie funkcjonuje do końca tak jak powinno. Nagle staję się fizycznie zmęczona, śpiąca, osłabiona. Nie mam ochoty na jedzenie, zapominam o nim, nic nie przechodzi mi przez gardło.
Panika przeradza się często w poczucie potrzeby ucieczki, podejmuję pochopne decyzje, wpadam w różne emocjonalne pułapki. Nagle z dorosłej i odpowiedzialnej kobiety staję się znowu małą, kapryśną dziewczynką, dla które każdy drobiazg wydaje się być problemem nie do pokonania. Mam ogromną pokusę stać się ofiarą, szukam uwagi, współczucia, a najlepiej kogoś kto mnie zrozumie i załatwi wszystkie moje sprawy za mnie. A jednocześnie kiedy ktoś próbuje mi pomóc, tworzę coraz to nowe dramaty żeby jeszcze bardziej podkreślić to, jak bardzo jest mi źle. I tak, nie jest to nic z czego byłabym dumna, ale nie piszę o tym, po to żeby się chwalić. Po prostu nie wstydzę się tego że jestem człowiekiem i że miewam gorsze chwile.
Codziennie odrabiam nową lekcję
Zaledwie dwa dni temu zdarzyło mi się kupić bilet lotniczy do domu, z wylotem za kilka godzin, bo czułam się zmęczona miejscem, w którym się znalazłam. Jednak już w drodze na lotnisko zaczęłam żałować swojej decyzji i wydanych na bilet pieniędzy. Przez kilka godzin spędzonych w oczekiwaniu na lot zdążyłam się odprężyć i przemyśleć wiele rzeczy. Dotarło do mnie, że nie bez powodu miałam zostać tu jeszcze parę dni. Mimo to wciąż wahając się oddałam bagaż, przeszłam przez odprawę i tuż przed wejściem na pokład postanowiłam że jednak nie lecę. Wracam dokończyć to, po co tu przyjechałam. Szczęśliwie udało się odzyskać mój bagaż który był już jednym kółkiem w samolocie, a ja wiedziałam już, że podjęłam dobrą decyzję. Tym razem straciłam trochę pieniędzy, ale za to wiele się nauczyłam i szczęśliwie w porę posłuchałam intuicji mówiącej mi, że nie tędy droga.
Tym bardziej chcę się podzielić tym z osobami takimi jak ja, bo wiem że Wy też tego doświadczacie. Zazwyczaj dopiero po czasie jesteśmy w stanie stwierdzić, jak irracjonalne było nasze zachowanie i jak przesadnie reagowaliśmy na sytuacje, które teraz wydają się nam całkiem błahe. Nasz mózg kiedy jest wypoczęty widzi świat w zupełnie innych barwach i to właśnie ten stan powinien być naszym punktem docelowym. Warto jednak zapamiętać jedną zasadę, która pozwoli nam w możliwie niegroźny sposób przetrwać również te najtrudniejsze chwile.
To tylko myśli
Ta zasada brzmi – nie jesteśmy swoimi myślami, jest to wytwór naszego umysłu który powstaje często pod wpływem chwili i emocji. Myślę że zgodzicie się, że jest to kiepski motywator dla naszych czynów. Warto więc nauczyć się rozpoznawać sytuacje, kiedy to właśnie zmęczenie i emocje biorą górę i starać się nie podejmować wtedy żadnych istotnych, skrajnych decyzji. Zwłaszcza te polegające na ucieczce od rzeczywistości, rezygnacji z planów mogą być szczególnie bolesne. Otóż już chwilę później, kiedy nasz system nerwowy powróci do równowagi możemy bowiem bardzo żałować pochopnego działania i porzucenia okazji i możliwości, które stały przed nami. Nagle przypomnimy sobie o wyższych celach dla których postanowiliśmy zaangażować się w daną aktywność i najprawdopodobniej skończy się to długotrwałymi wyrzutami sumienia. W najgorszym wypadku dojdziemy do wniosku że nasza introwertyczna natura zamyka nam wszystkie możliwe drzwi, co oczywiście nie jest prawdą. Ostatecznie to my sami decydujemy o wszystkim, a decyzje które podejmujemy należą tylko i wyłącznie do nas.
W trudnych emocjonalnie czy uczuciowo chwilach odczuwamy często również pokusę roztrząsania pewnych spraw, czy ‘dzielenia’ się naszymi trudnymi doświadczeniami z innymi ludźmi. Warto jednak wstrzymać się wtedy od wszelkich istotnych rozmów, gdyż istnieje spore prawdopodobieństwo, że będziemy potem żałować wypowiedzianych słów, lub też możemy zaszkodzić naszym relacjom z innymi ludźmi. Może się bowiem okazać, że następnego dnia po solidnym wypoczynku nasze myśli z dnia poprzedniego będą więcej niż nieaktualne. Mimo to, dobrze jest wyrazić prostymi słowami nasze emocje, gdyż w ten sposób pozwalamy im być, dajemy im do zrozumienia, że są widziane i akceptowane.
Jak to przetrwać?
Jaka jest więc najlepsza strategia postępowania w wypadku zmęczenia umysłu? Moim zdaniem ‘przeczekanie’ do chwili, aż będziemy mogli odpocząć. Skupienie się na drobnych rzeczach które możemy zrobić, żeby poczuć się choć trochę lepiej, ale które nie niosą ze sobą żadnych poważniejszych konsekwencji. Odwrócenie uwagi od tego, co nas uwiera i zajęcie się czymś, co pozwoli skierować nasze myśli na inne tory. Czasem może okazać się, że to wystarczy by przywrócić jasność umysłu i żaden dodatkowy odpoczynek nie będzie już potrzebny. Dobrze jest przypomnieć sobie o plusach obecnej sytuacji, zamiast rozpamiętywać w kółko wszelkie niedogodności. Mnie pomaga również uwolnienie emocji, jeśli oczywiście okoliczności na to pozwalają. Mam tu na myśli chociażby płacz czy aktywność fizyczną, pozwalającą ciału wyrzucić z niego to, co nagromadziło się wraz ze stresem czy psychicznym zmęczeniem. Skupiam się w 100% na sobie i pozwalam ciału robić to, na co ma w danym momencie ochotę. Zazwyczaj już chwilę później pojawia się uczucie błogiego spokoju, powrotu do względnej równowagi, opanowanie. A wraz z nimi duma z samej siebie, że tym razem nie dałam się ponieść emocjom i wzięłam odpowiedzialność za swoje zachowanie.
A jeśli już zrobimy coś z czego nie jesteśmy dumni, nie
bójmy się przyznać do błędu i zmienić decyzji. Nie ma nic gorszego niż trwanie
na ścieżce błędu tylko dlatego, że chcemy za wszelką cenę wykazać się
konsekwencją i odpowiedzialnością za swoje słowa i czyny. Tak naprawdę jedyną
formą odpowiedzialności której powinniśmy trzymać się zawsze jest bycie
autentycznym w chwili obecnej i postępowanie zgodnie z tym, co czujemy w tu i
teraz. Każdy z nas zmienia czasem zdanie i popełnia błędy – całe szczęście, bo
tylko w taki sposób możemy się uczyć i rozwijać. Od czasu do czasu zdarza mi
się rozpocząć rozmowę z kimś z poczuciem pewności że moje zdanie jest jedynym
słusznym, a skończyć słowami „Wiesz co, masz rację. Myliłam się, przepraszam”.
I takie słowa, szczere i wypływające z głębi mnie wcale nie smakują jak
porażka. Wręcz przeciwnie, wzmacniają mnie i oczyszczają. I znów mam poczucie
satysfakcji, że wyszłam poza granice ego, jestem bogatsza o wiedzę i
doświadczenie, poszerzyłam swoją perspektywę. I czuję wdzięczność, że życie
systematycznie stawia mi na drodze wymagających, ale skutecznych nauczycieli,
od których mogę się uczyć. Jeśli tylko zechcę i pozwolę sobie słyszeć ich
słowa.