Czy potrzebujemy planu na życie?
Czasem mam wrażenie, że dzisiejszy świat bardzo promuje stabilność, bycie konsekwentnym i długoterminowe plany. Promuje się budowę domu, założenie rodziny, wieloletnią karierę w wybranej branży. Jest to wręcz pewnego rodzaju wymogiem, by móc być uważanym za osobę poważną, dojrzałą czy odpowiedzialną. W związku z tym wiele osób czuje się zagubionych lub nawet winnych z powodu braku jasnego celu w życiu czy sprecyzowanych planów. Bo czy jeśli nie mam ‘pomysłu na siebie’ (w cudzysłowiu, bo to dziwne określenie samo w sobie), to znaczy że nie mam szansy niczego w życiu osiągnąć? I czy tak naprawdę brak planu nie jest właśnie jednym ze sposobów na życie?
Osoby o których mowa to zwykle ci, którzy nieustannie czegoś poszukują. Często zmieniają miejsce zamieszkania, partnerów, pracę czy zainteresowania. Zawsze chcą czegoś więcej, ciągle czegoś innego i szybko się nudzą kiedy w życie wkrada się rutyna i monotonia. Wciąż szukają nowych źródeł informacji, kształtują swój światopogląd i nigdy nie są pewni, co wydarzy się jutro. Termin „plan na życie” jest im ogólnie rzecz biorąc obcy. W języku polskim funkcjonuje co najmniej kilka określeń używanych w stosunku do tego typu osób, niestety większość z nich ma dość negatywne zabarwienie. Lekkoduch, słomiany zapał czy powsinoga to zaledwie kilka z nich. Brzmi znajomo?
Brak planu… to też plan
Tymczasem tego typu tryb życia wcale nie oznacza, że ludzie mają chwiejny system wartości lub niewiele o sobie wiedzą. Prawdę mówiąc, życie w otwartości na to co przyniesie jutro, bez próby kształtowania przyszłości według własnego idealnego planu też wymaga dużej dozy świadomości, samozaparcia oraz zaufania. To równie duże zobowiązanie, jak praca w kierunku zaplanowanej, stabilnej codzienności i jest tak samo dobre i wartościowe. Jedyna różnica polega na tym, że tego typu ludzie kierują się zwykle mniej lub bardziej świadomie kilkoma wartościami z których nie chcą zrezygnować na rzecz rutyny i porządku. Bo kto powiedział, że cel w życiu musi być mierzalny i osiągalny? Co, jeśli prawdziwym przeznaczeniem dla niektórych z nas jest właśnie ciągła wędrówka, poszukiwanie, stawianie pytań? Odkrywanie wciąż nowych rzeczy o sobie, innych, o świecie w którym żyjemy lub o tym, co poza nim?
Rozwój to podstawa
Jeśli przyjrzymy się mechanizmowi nauki i zdobywania doświadczenia, szybko zauważymy jedną rzecz. Najszybciej ewoluujemy stawiając się wciąż w nowych sytuacjach, wystawiając się na nieznane dotąd bodźce, zmieniając swoje otoczenie. W ten sposób możemy wciąż czerpać z nowych źródeł, z doświadczeń różnych ludzi. Inspirować się nowymi miejscami zamiast ograniczać się do tego co znane i oswojone. Oczywiście bycie w strefie komfortu również ma swoje plusy i w pewnych ilościach potrzebuje tego każdy z nas. Tylko że niektórzy z nas zwyczajnie nie czują się w niej szczęśliwi na dłuższą metę. I jest to całkowicie zrozumiałe. Zwłaszcza jeśli na liście Twoich priorytetowych wartości znajdują się chociażby takie hasła jak rozwój, wolność czy niezależność.
Ja sama zaliczyłabym siebie do tego typu ludzi. Rzadko potrafię usiedzieć w miejscu, wciąż ciągnie mnie w różne strony świata, lubię zmiany i wykorzystywanie okazji. Myślę że jest to efektem mojej filozofii na temat tego, co czyni nasze życie bardziej wartościowym. Co sprawi, że kiedy to życie się skończy pójdziemy w dalszą drogę z poczuciem dobrze wykorzystanego czasu. Otóż moim zdaniem, chodzi tu przede wszystkim o to, aby codziennie stawać się lepszą wersją siebie. Nigdy nie zaprzestawać pracy nad sobą i przerobić jak najwięcej życiowych lekcji. Plan na życie nie jest do tego niezbędny.
Od jakiegoś czasu nie boję się już popełniać błędów, bo wiem że jest to niezbędna część tego procesu. Nie wstydzę się zmieniać zdania, bo jest to dla mnie znak, że nauczyłam się czegoś nowego. Coś znów trochę bardziej mnie ukształtowało. Pewnie właśnie dlatego tak bardzo lubię rozmawiać z ludźmi starszymi. Światopogląd jaki sobie stworzyli na podstawie długoletnich doświadczeń jest dla mnie szalenie ciekawy i inspirujący.
Watpliwe poczucie bezpieczeństwa
Czy czegoś żałuję, czy czuję się gorsza od osób które dokładnie wiedzą w jakim miejscu chcą być za 5, 10, czy 20 lat? Nie, zdecydowanie nie, mimo że mam świadomość tego że nieustannie rozczarowuję (choć i pewnie lekko intryguję) moją rodzinę, która wolałaby móc przewidzieć jaki mam plan na życie, dokąd zmierzam i jaka przyszłość mnie czeka. Tymczasem ja uważam, że próba planowania i przewidywania tego co dopiero nastąpi jest dosyć naiwne i często zwyczajnie bez sensu. Czy kredyt mieszkaniowy na 30 lat rzeczywiście zagwarantuje mi bezpieczną przyszłość, bez względu na to co się wydarzy?
Czy mogę wyobrazić sobie jak będzie wyglądał świat za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat? Skoro najlepsi naukowcy i jasnowidze mają z tym problem? Oczywiście nie namawiam tutaj do życia jedynie dniem dzisiejszym. Ae jeśli czujesz że życie pod dyktando otoczenia nie jest dla Ciebie i że zamiast poczucia bezpieczeństwa czujesz się uwięziony w klatce… To może ten głos ma Ci coś ważnego do powiedzenia?
Ciało pozostające w ruchu zawsze dokądś zmierza
Każdy z nas ma w sobie innego rodzaju potencjał i potrzebuje innych warunków żeby ten potencjał w pełni wykorzystać. Pamiętaj o powiedzeniach, że życie jest wędrówką i że w tym wszystkim nie chodzi o cel, ale o proces. Błądzenie też coś w nas zmienia, popycha w jakimś kierunku. Dlatego tak długo jak dokądś zmierzamy, coś robimy, pozostajemy w ruchu, tak długo możemy uznać że robimy wszystko to, co do nas należy. Że taki jest nasz plan na życie. Nawet jeśli nie mamy najmniejszego pojęcia, co czeka nas za najbliższym zakrętem.